23.11.2021
Autor: Jarosław Kruk - radca prawny, partner zarządzający
W ostatnich kilku miesiącach mieliśmy kilka interesujących wydarzeń z dziedziny bezpieczeństwa.
Wśród nich możemy wyróżnić:
ogłoszenie zakupu 250 czołgów Abrams najnowszej wersji (ciekawie, czy z systemem aktywnej obrony produkcji izraelskiej) za niebagatelną kwotę 24 mln USD za sztukę;
ogłoszenie nowej doktryny wojennej w Polsce, zapowiedzi zwiększenia stanu osobowego Sił Zbrojnych do ponad 250 000 żołnierzy plus co najmniej 50 000 w WOT; zapowiedzi stosowania elastycznych i nowoczesnych metod finansowania zakupów dla polskiej armii.
Powyższe zapowiedzi firmował pan wicepremier Kaczyński w asyście ministra obrony narodowej - czyli praktycznie najwyżej, jak tylko się da - w Polsce.
Co do czołgów, to myślę, że temat ostatnich zakupów sprzętu w USA, czołgi i F-35 będzie w przyszłości przedmiotem wykładów na najlepszych uczelniach biznesowych pod hasłem „najbardziej efektywny sposób kupowania systemów uzbrojenia”; bez przetargu, od jednego dostawcy, w porównaniu z przetargami przeprowadzanymi przez Finlandię, Belgię, Szwajcarię. Może nawet ktoś za jego szczegółową analizę dostanie jakąś poważną nagrodę z ekonomii. Polskie działanie na tym polu łamie wszelkie zasady prowadzenia negocjacji, ekonomii, ale jak to mówi klasyk „nic to”.
Miałem ostatnio okazję porozmawiać, z swoim serdecznym kolegą, belgijskim prawnikiem, mocno zaangażowanym w negocjowanie umów o współpracy przemysłowej przy zakupie F-35. Opowiedział mi, że rokowania dotyczące rozmów z producentem F-35 i innymi uczestnikami przetargu (Rafale, Typhoon, F-18) były bardzo burzliwe, zaś oferenci niejeden raz modyfikowali swoje oferty z korzyścią dla biznesu belgijskiego, który finalnie „ugrał” dużo. My w Polsce, przy zakupie F-35 ugraliśmy dla gospodarki list intencyjny pomiędzy LM i PGZ i chyba niewiele więcej? Za samoloty zapłaciliśmy więcej niż Belgia.
Czołg też jest bardzo drogi, jak 4-6 czołgów podstawowych T-90 potencjalnego przeciwnika. Ale mówią, że dobry i jak będzie miał izraelski system obrony aktywnej, to spoko. Pytanie, czy Abrams jest odpowiedni do planowanego teatru działań - wschodnia Polska? Nie wiem. Z logistyką też nie będzie tak różowo, jak mówią politycy i czynni wojskowi. „Damy radę” – nie brzmi przekonująco. Nawiasem mówiąc, emerytowani wojskowi mówią przeciwne rzeczy. Korzyści dla gospodarki nie będzie żadnej lub prawie żadnej. Zakup Abramsów jest motywowany politycznie - polityką zagraniczną i wewnętrzną. „Suweren” przed wyborami będzie widział na defiladzie potężne czołgi, najlepiej w kamuflażu pustynnym, z jakim oswoił się przez 30 lat w telewizji. Krytykować można dalej, ale tak ze swojego 15 letniego doświadczenia pracy przy offsecie, mogę powiedzieć, że mamy najlepszego ministra obrony od co najmniej 15 lat. Z ludzkim, a nie administracyjnym, podejściem do żołnierzy, co wykazał w sprawach weteranów. Nigdy się nie spodziewałem, że coś takiego napiszę, ale to prawda.
Decyzje o zakupie systemów uzbrojenia są zawsze polityczne i dobrze, gdyby nie były spowodowane błędną kalkulacją, że zakupy broni w US za każdą cenę, zapewnią nam bezwarunkową współpracę z ich strony, ale trzeźwą i zimną kalkulacją, w tym uwzgledniającą potrzeby naszej gospodarki.
Wydaje się, że dokonując zakupów nikt nie bierze pod uwagę logistyki i nie liczy kosztów utrzymania sprzętu. W sytuacji, gdy polskie firmy nie mają żadnych zdolności serwisowych czy to F-35 czy Abramsów, to każda naprawa lub wymiana części będzie się musiała odbyć przy pomocy specjalistów amerykańskich i czekać na dostawę części z US. W wypadku F-35 obiecuje się stworzenie centralnego magazynu w Europie i szybką dostawę części. Oby tak się stało. Nie udało się to w wypadku F-16, mimo istnienia wielu europejskich użytkowników. Na dostawę części trzeba długo czekać, na poważniejszy serwis trzeba wysyłać samoloty do USA. To drogie bardzo drogie i obniża gotowość bojową. W takiej sytuacji, aby zapewnić dostępne części, dochodzi do niektórych posiadanych samolotów. Generalnie dla producenta najbardziej opłacalne jest jak jego personel lub wybrani podwykonawcy dokonują jak najwięcej czynności serwisowych, napraw itd. Producentowi nie opłaca się usytuowanie magazynów z częściami na terytorium kraju użytkownika ani przyuczenie jego firm do serwisów i przeprowadzenia remontów, o ile nie jest to zagwarantowane w umowie dostawy, w tym wypadku FMS. Chciałbym mieć nadzieję, że takie zapisy są w umowie na F-35, ale szczerze mówiąc trochę wątpię. Dla producenta najlepiej jest, gdy koszty utrzymania sprzętu są ponad 4 razy większe niż koszty zakupu, on ciągle i stale zarabia.
Trzeci system czołgów to ekstrawagancja, na którą nie mogą sobie pozwolić najbogatsze kraje, ale my „damy radę”. Dwa rodzaje paliwa, ropa i nafta lotnicza, trudno to wozić jednym pojazdem, różne składy części, technicy przeszkoleni do kilku systemów. Niewyobrażalne koszty, które w przyszłości spowodują, że nie będzie pieniędzy na szkolenie, części, paliwo, pociski albo to wszystko będzie w defiladowych ilościach. Dwa razy w roku na defiladę starczy. W wypadku sytuacji kryzysowej łatwo o pomyłkę, drobne zaniedbania i system uzbrojenia stanie się bezużyteczny.
Powyższe, świadczy niestety, że decyzje o zakupie systemów uzbrojenia podejmowane są w sposób woluntarystyczny, dla bieżącej potrzeby politycznej z nieliczeniem się między innymi z późniejszymi kosztami utrzymania, co jest w sumie smutne. Powoduje to, że na koncepcję powołania armii o liczebności co najmniej 250 000 żołnierzy czynnej służby, plus 50 000 WOT można traktować jako krok polityczny obliczony na bieżący cel - najbliższe wybory, wobec spodziewanego zaostrzenia sytuacji międzynarodowej. Przy takiej rozrzutności Polski nie będzie stać na armię tej wielkości niezależnie od poglądów co do zasadności posiadania przez nasz kraj tak dużych sił zbrojnych.
Comments